Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 31 grudnia 2012

NA OSTATNIA CHWILĘ

Coś się zaraz skończy coś nowego zacznie. Przyglądałam się dzisiejszemu dniu pod kątem wróżby według której jaki Sylwester taki cały rok. Na szaleństwa nie mam co liczyć nie żebym nie była szalona, ale to schowałam już głęboko na dno szuflady. Praca taka jak zawsze czyli moja najukochańsza dom i dzieci tylko umowę mam taką jakąś śmieciową, bo ani L4 ani urlop się nie należą, ale za to wynagrodzenie w walucie totalnie nieprzeliczalnej. Była tez dziś miła niespodzianka dotarły do mnie cukiereczki od Malutkiej. Powiem Wam ze ta radość z rozrywania papieru i zaglądania do niespodzianki po prostu niepowtarzalna i poczucie że ktos obcy dał mi dziś tyle szczęścia. Ta przesyłeczka dzisiaj niech mi zostanie dobrą wróżbą na Nowy Rok oby spotkały mnie takie małe cudowności. Fotkę wstawię jutro a dzisiaj egoistycznie jeszcze sama nacieszę się tymi candusiami .

Czego ja mogę życzyć Wam na Nowy Rok....
Życzę byście wszyscy trwali w swoich pasjach rozwijali, je rozbudowywali, dali im się owładnąć, bo cuda jakie tworzycie zapierają mi dech w piersiach. Dla tych co jeszcze nie odkryli co ich uszczęśliwia, co pozwala im uszczęśliwiać innych owocnych poszukiwań. A dla wszystkich niech Was inspiruje każda nawet najmniejsza biedroneczka, niech otaczający Was świat daje Wam z siebie to co najlepsze a Wy inspirujcie każdego kogo spotkacie :))

niedziela, 30 grudnia 2012

PUCHATEK


W sumie Puchatka to bardziej od nazwiska niż owego znanego Kubusia, ale w końcu i on zawitał w moje skromne progi. To przód zakładki dla pewnego małego chłopca może mu się spodoba i żeby nie było że tak całkiem się lenię :))


JUŻ PRAWIE KONIEC ROKU

No i gdzie ten rok bo przecież dopiero co był ostatni sylwester a tu po drzwiami już stoi kolejny. Myślę o minionym roku o roku który ma przyjść i cóż ja nie lubię tego żegnania starego i witania nowego roku. Dlaczego nie lubię?? Nie lubię, bo jakby człowiek nie chciał jakby nie próbował się przed tym ukryć to czas podsumowań a ja cho mam długa listę na plus to jednak z siebie zawsze jestem niezadowolona. Zawsze wydaje mi się, że mogłam zrobić więcej, postarać się bardziej, podjąć więcej wyzwań. No tak już mam i dlatego nie cierpię jak zbliża się taki okres kiedy człowiek chcąc nie chcąc robi rozliczenia to łapię jakiś dołek albo i niechęc do samej siebie, że tykle jeszcze miałam zrobić a tu juz koniec roku. Tak ogólnie ostatnimi czasy czas nie jest moim przyjacielem ciągle mi umyka przemyka gdzieś chyłkiem i ciągle notuje opóźnienia.
Przykro mi ze nie wstawiłam tutaj żadnych życzeń świątecznych, ale nim się obejrzałam był już 27 grudnia. W każdym razie wstawię fotki mojej choinki żebyście nie pomyśleli ze święta mnie ominęły.



Zdjęcia już poświąteczne i na choince zaraz w piątek jak tylko do mnie dotarły znalazły się różne cuda od Agnieszki  z my creative soul. W piątek miałam dzień ogólnie pechowy obfitujący w wypadki i przypadki ale te cudasie przydasie sprawiły mi ogromną radość. Proszę o takie cuda dostałam

Oprócz tego co udało mi się uwiecznić na szybko na zdjęciu  były jeszcze cudne stempelki z aniołkami, któe musiałam szybko ukryć przed bardzo chętnymi rączkami Miśka. 
Na sam koniec pochwalę się jeszcze kolejnym wygranym candy no wiem szczęścia mam co niemiara. Wydało mi się wygrać tutaj u Picotee.
Na życzenia noworoczne czas będzie jeszcze jutro a będą takowe skoro zabrakło tych świątecznych.



wtorek, 18 grudnia 2012

ZA SZYBKO

  Nagle czas znowu pędzi mi za szybko. Nagle już pod drzwiami stoją święta. Nagle rąk mam zbyt mało więc ozdób świątecznych raczej w tym roku troszkę u mnie mało. Taki ten rok, że  skupiłam się na prezentach na szukaniu, wybieraniu i wyszywaniu. Zdążyłam jednak upiec pierniczki i dzisiaj moje dzieciaki lukrowały a ja razem z nimi. Bałagan nieziemski wszędzie polewa, cukrowe perełki, kolorowy maczek i słodka posypka, ale radość skupienie i przyjemność tego czasu cudna. Zdjęć zrobiłam mało bo żal było mi się odrywać.







No i dzisiaj zawitał u mnie cudowny gość a raczej dwoje miłych gości. Zaraz Wam ich przestawię tylko powiem jeszcze że są  candusiowi od Ewy z by_giraffe
Oto Franuś takie otrzymał imie i sami powiedzcie czy można nie kochać tak słodkiej buźki.
W paczuszce znalazłam też jeszcze niespodziankowego stworka z ogromną ruda grzywa. Majka orzekła, że to nikt inny jak myszolew :)) został nazwany Zyźkiem i napewno obroni mnie przed wszystkim co złe:)))
Zamieszkali sobie więc u mnie na stałe maja imiona i cieszą oko precyzja i sercem jakie zostały włożone w ich powstanie. Ewo dziękuje :)))





poniedziałek, 17 grudnia 2012

WYGRAŁAM

Koniec roku coraz bliżej i zostałam zaatakowana lawiną szczęścia wczoraj wygrałam candy u Malutkiej o tu w Szuflandi Malutkiej ucieszyłam się szalenie, bo było to przemiłym zwieńczeniem weekendu który przechorowałam. Dopadło mnie choróbsko i powaliło nie tylko na kolana, ale po prostu na plecy nie miała siłu ruszyć ani ręka ani nogą nawet paluszkiem. Czas od sobotniego wieczoru do wczorajszego późnego popołudnia mam wycięty z życiorysu. Marnie jest chorować przy dwóch energicznych krasnalach i zapracowanym mężu, ale wczoraj nie było sił i koniec. Jakby wczorajszej radości było mi zbyt mało dzisiaj się okazało, że w moje rączki mają trafić kolejne cudne cukiereczki z takiego ot cudownego miejsca my creative soul Nie uwierzycie ale cieszę się jak małe dziecko. Ciesze się że ktoś obcy gdzieś tam włożył wysiłek i przygotował dla kogoś całkiem obcego coś cudnego od serca. To musi być po prostu boskie uczucie móc sprawić komuś radość co oznacza dla mnie tyle że prędzej czy później, ale jak znam siebie to jednak prędzej i w chatce ogłoszę candy, ale póki co cicho sza :)))

czwartek, 13 grudnia 2012

CORAZ BLIŻEJ ŚWIĘTA....

Wczoraj zapachniało w końcu świętami w naszym domu, bo w końcu upiekłam pierniczki jakoś się po prostu w tym roku nie składało. Zawsze coś wypadało a nie chciałam tez żeby całkiem robić to bez dzieciaków . Moje dwa M ochoczo przystąpiły do pracy i przez jakieś 20 minut dzielnie pomagali wyrabiać ciasto potem wykrawać pierniki. Po 20 minutach uznali ze jeszcze mają tyle rzeczy do zrobienia, ze czas pierników minął a ja zostałam przy pracy na jeszcze 2 godziny. Udało mi się  strzelić choć fotki pierników , ale sam proces lukrowania i ozdabiania zostawiłam na przyszły tydzień, bo to osobna historia, osobny bałagan. To nasze pierniczki 


 









Wczoraj było też obrazkowo, bo w końcu zmobilizowałam się i zabrałam się za pakowanie w ramki moich obrazków. Oczywiście poprawiając wszystko milion razy i jak znam siebie do świąt zrobię też jeszcze milion poprawek . Zamierzałam wszystko zrobić na gotowo ale udział Miśka sprawił, że jeszcze szybki w ramkach wymagają czyszczenia no i muszę na spokojnie pomierzyć czy obrazek jest odpowiednio ustawiony ale najcięższa praca już za mną. Wieczorami nie byłabym w stanie tego zrobić bo przy sztucznym świetle słabo widać delikatny ślad ołówka na papierze. Pochwale sie póki co tym co udało się zrobić.


Obrazki dla Zuzki





Ciasteczka dla mojego brata


Na ramkę załapały się przy okazji moje gruszki bo jakimś cudem chyba przez zaćmienie kupiłam zbyt małą ramkę na ciasteczka.




niedziela, 9 grudnia 2012

GDZIE TEN CZAS

Umknął mi ostatni tydzień a może nawet więcej niż tydzień nastąpiła kumulacja spraw i małych problemików i nim się ocknęłam to minęły Mikołajki.
W zeszła sobotę Majka się rozchorowała ot tak z marszu dostała temperatury i nawet jeszcze w poniedziałek zatrzymałam ją w domu, ale na szczęście szybciutko wróciła do siebie. Niestety było to jakieś paskudne wiruśisko, bo potem dopadło Miśka tym sposobem ocknęłam się dopiero koło Mikołajek. Na szczęście cosik dla dzieciaków kupiłam wcześniej, bo inaczej cięzko było z tego wybrnąć. Z drugiej strony myślę, że najlepszym prezentem dla moich cudaków był śnieg który ich powitał właśnie 6 grudnia. Naprawdę biegali po nim jak szaleni i ich radość była niesamowita ot cudny widok radujący moje serce.

W międzyczasie dokończyłam ciasteczkowy obrazek dla mojego brata może jutro uda mi się kupić ramkę i pochwalić się efektem końcowym . Ja już dzisiaj wiem jak trudno będzie mi się rozstać z tym obrazkiem, bo włożyłam w niego wyjątkowo dużo serca. Całkiem z marszu w jedno popołudnie powstał obrazek dla miłośniczki kotów, która jest chrzestna Miśka i zapowiedziała swoje odwiedziny w związku z Mikołajkami. Zdjęcia bezlitośnie odsłaniają jego malutkie mankamenty, ale na żywo był uroczy. Zresztą fotki pstrykała jak już prawie goście byli w drzwiach :) Patrze na obrazki jak ostatnio wychodzą z pod mojej igły i widzę, że się rozwijam a to dodaje mi chęci do tworzenia . Nabieram tez odwagi w kwestii dobierania kolorów i poczucia, ze cudnie to mnie wyraża.
Ten post mógłby powstać wczoraj, ale ktoś mi wczoraj sprawił bardzo dużą przykrość. Dowiedziałam się całkiem przez przypadek o oszczerstwach dotyczących mnie, bo tego nie można nazwać inaczej jak szkalowanie mnie. Oj zabolało mocno nawet, bo ja może i jestem duża kobitka ale środeczek mam mięciutki i niestety dosyć łatwo mnie zranić. Przeraził mnie w tym wszystkim ogrom nienawiści wobec mnie i to ze strony osoby której w życiu żadnej krzywdy nie zrobiłam. No cóż teraz robię głęboki oddech i zostawiam to na inny czas w którym pewnie powiem tej osobie co o niej myślę, ale to już inna bajka.

środa, 28 listopada 2012

CO ZA TYDZIEŃ

Poniedziałek zaczął się przyjemnie potem było troche gorzej bo o zgrozo nowe buty Michała nota bene zimowe zaliczyły wizytę u szewca musiałam wymienić zamek i niby tylko 15 zł, ale kurcze moje 15 z. Wiem, że można reklamować, ale musiałabym jechać do sklepu 25 km w jedną stronę a na dodatek nie wiem w czym synek miałaby chodzić jak tu zapowiadają ochłodzenie. Wtorek był już lepszy zrobiłam rano przebieżkę po blogach które obserwuję i patrze i patrze oczom nie wierze wygrałam candy. Tak właśnie ja wygrałam chociaż nie pamiętam żebym kiedyś coś wygrała a co wygrałam nie wiem, bo candy była z niespodzianką, ale radość moja bezcenna.
Dzisiaj miało być normalnie a tu kolejna niespodzianka, bo zawitał do mnie Mikołaj dostałam śliczny uroczy czarny kombajnik i teraz mogę drukować, kserować i skanować do woli. Ja się naprawdę ciesze i aż jestem ciekawa co też jutro miłego się zdarzy bo reszta tygodnia musi już być miła po prostu musi. Nie mogę sobie przypomnieć kiedy ostatnio spotkał mnie taki maraton miłych niespodzianek i jeszcze jakby mi ktoś do każdej doby dorzucił tak gratis ze 3 godzinki to może wreszcie byłabym zorganizowana i wyspana. No dobra pomarzyć dobra rzecz więc napewno napisze jeszcze jakiś list do św. Mikołaja nie liczę na cud że dostane coś z tych wymarzonych rzeczy, ale tak dam szansę temu facetowi w czerwonym.
Póki co w ramac walki ze stresem który mym wiecznym wrogiem dalej namiętnie wyszywam. Wybrałam obrazek który ma być urodzinowym prezentem dla mojego brata. Obrazek oczywiście słodki tzn. są na nim słodycze bo mój brat je nie tylko uwielbia on jest w stanie pochłonąć każdą ich ilość. Najgorsze w tym to że on mimo wszystko pozostaje wiecznym szczypiorem jest chuderlak a jedno moje tęskne spojrzenie w stronę czekolady i mam 2 cm więcej w biodrach. Obrazek naprawdę mi sie podoba i już czuje jak cięzko będzie mi się z nim rozstać ale jak prezent to porządny budżet ograniczony to zostaje własna praca
o taka

poniedziałek, 19 listopada 2012

CZARNĄ NITKĄ MALOWANE

Zawsze chwytałam się obrazków raczej kolorowych a teraz odkrywam trochę inny świat w którym brak mnóstwa kolorów wcale nie ujmuje uroku obrazkom.  Poszerzam swoje horyzonty co jest tylko dowodem na to jak bardzo raczkuje w świecie haftu ależ jaka fajna to droga :)) Bujając się na różnych spacerkach haftowych  doszłam do wniosku ze czemu by to nie wykorzystać haftu w ramach prezentów gwiazdkowych. Właśnie tak powstały dwa poniższe obrazki. Będą prezentem dla 9letniej Zuzi. Na razie są to fotki bardzo robocze, bo obrazki jeszcze nie wyprasowane, jeszcze nie przycięte, jeszcze nieoprawione, ale jest już wizja i napewno końcowy efekt też tu trafi


 Kotki powstały ot, bo mnie uwiodły i napewno będą świetną zakładką i kto powie że czarne koty są be, bo przynoszą pecha.


środa, 14 listopada 2012

NA GRUSZKOWO

Zaczęłam ten obrazek w zeszłym roku w październiku a potem jakoś nie mogłam skończyć,bo czasu mało, bo jakoś nastrój nie ten, ale w końcu się udało. Nie mogłam się oprzeć tym gruszkom, tym zieleniom wiedziałam ze muszę je kiedyś zawiesić w mojej kuchni. Obecna kuchnia jest przejściowa. Przejściowa, bo w wynajętym mieszkaniu, bo jest w niej może ułamek ułamka tej mojej wymarzonej kuchni , przejściowa, bo przechodnia, ale kiedyś kiedyś zamknę tę przejściowość za sobą. Obrazek już lubię, bo im dłużej patrzę na te gruszki tym bardziej je lubię, bo trochę takie jak ja zielone twarde a w środku słodkie i soczyste. Szkoda tylko, że zdjęcia nie oddaje tak do końca ich uroku a może to tylko mnie się tak wydaje. W sieci są tysiące obrazków, które mówią, krzyczą, wrzeszczą do mnie wyszyj mnie, musisz mnie wyszyć, musisz mnie mieć  tym razem wygrały gruszki co następnym .....

wtorek, 13 listopada 2012

MOTYLEK




Za oknem szaro, buro i ponuro a u mnie przysiadł motylek. Oczywiście jak przystało na motylka taki zwiewny, delikatny i kolorowy.


czwartek, 8 listopada 2012

ŁAZANKI

Łazanki z kapustą i trochę z grzybami.
 Potrzebujemy łazanek eee tam nie robię kupuje pyszne z lubelli :) Kapustę białą, cebulę, sól i pieprz, ziele angielskie i liście laurowe. Ja dodałam jeszcze garść suszonych grzybów. Kapustę posiekać, włożyć do sporego garnka zalać wodą jak wszystko zacznie wrzeć wodę zlać kapustę wypłukać i wstawić na nowo w czystej wodzie, dodać ziele angielskie, liść laurowy sól i pieprz ewentualnie kostkę rosołową . Gotować do czasu aż kapusta będzie miękka. Można dorzucić suszonych grzybów ja tak uczyniłam.



 Ugotowaną kapustę odcedzić i ostudzić a następnie odcisnąć z pomocą ściereczki .Porządnie ją przesiekać. Na patelni podsmażyć pokrojona w kostkę cebulkę i jak będzie już mięciutka to wtedy dołożyć kapustę. Wszystko doprawić według uznania i smaku ja dodaję jeszcze pieprzu, ziołowego pieprzu oraz parę kropelek maggi w płynie.Wszystko razem smażyć pilnując by się nie przypaliło, ale powinno sie zrumienić co jakiś czas przemieszać wszystko porządnie.



 Łazanki ugotować według przepisu na opakowaniu. Gotowe łazanki wymieszać z 2 łyżkami rozpuszczonego masła dodać gotowy farsz. Smacznego.
 w takim sam sposób przygotowuje farsz do pierogów tylko na koniec mielę go, bo łatwiej nadziewać później pierogi.

edit> według mnie najlepsze cisto na pierogi
560g mąki pszennej(ja używam wrocławskiej- typ 500)
250 ml ciepłej wody
szczypta soli
1 jajko
2 łyżki oleju
wszystko zarobić i porządnie wyrobić na jednolite ciasto a potem to już tylko wałkować wykrawać i lepic pierogi :)

KRÓLOWA JESIENI DYNIA

Miało być czasem o kuchni to dzisiaj nadrabiam zaległości w każdym względzie. Dynia kojarzy się napewno z Halloween i pewnie z zupą dyniową a ja pokaże coś innego. Dynia na słodko w pysznym kompocie.

Potrzebne składniki
Dynia może być też cuknia albo kabaczek
Na 1 porcję zalewy(w razie konieczności ilość składników podwoić albo potroić ):
2 szklanki wody
1 szklanka cukru
1 cukier waniliowy
1 łyżeczka kwasku cytrynowego

 Przygotowanie

Dynie obrać, pokroić w kostkę. Powkładać do słoików. Z podanych wyżej składników przygotować zalewę najprościej jak się da czyli wszystko wymieszać, zagotować i przestudzić. Przestudzoną zalewą zalać dynię w słoikach. Słoiki zakręcić pasteryzować przez 10 minut i gotowe. No i mamy słońce w słoikach na chmurne dni.




MUSZĘ SPRÓBOWAĆ

Teraz będą już posty z innej beczki z innego świata ten poprzedni musiała powstać żebym mogła pisać coś dalej. Dalej będzie już bardzie optymistycznie będzie o tworzeniu. Ktoś bardzo dobry namówił mnie żeby coś robić w ramach tego co umiem narazie to tylko początki ale powolutku wszystko nabierze rozpędu. No może z tym rozpędem to nie najlepsze słowo raczej nabierze wyrazu stanie się realniejsze. Może to drobnostki dadzą mi poczucie, że umiem, potrafię, dam radę. Kto żyw i chętny proszę trzymać kciuki.
To próbka

Wyszywanie zawsze było moja odskocznią i sprawiało mi mnóstwo przyjemności niestety to jest hobby niezbyt tanie jak się zastanowić to w ciągu ostatnich pięciu lat ceny nici poszły w górę od 30 do 50%. Jakby tego było mało nie da się zbijać na tym kokosów, bo jak każde rękodzieło jest pracochłonne  i czasochłonne.  Nie zamierzam więc w ten sposób zarobić na nowe mieszkanie i wypasione auto ale może uda mi się choć mała cegiełkę dołożyć do domowego budżetu. Zatem igła w dłoń i do dzieła.

WSZYSTKICH ŚWIĘTYCH

Chociaż już minął ten dzień to jakoś muszę jeszcze do niego wrócić.

Jakoś dziecinnie i naiwnie liczyłam do 31 października , że ten dzień nie nadejdzie tak zwyczajnie odrazu będzie 2. listopada. Myślałam że najtrudniejszy 1 listopada już za mną, bo stojąc nad grobem taty kilka miesięcy po jego śmierci nie potrafiłam sobie odpowiedzieć jak to się stało, że tam stoję,jak to możliwe. W tym roku było niestety jeszcze gorzej i boję się jak będę czuła się za rok a może to już będę inna ja. Stałam na tym cmentarzu z jednej strony zła jak co roku, że już nikt nie pamięta o co w tym wszystkim chodzi, co jest ważne. Z drugiej strony chciałam tylko płakać nad tym, że taty już nie ma. Nie pamiętam kiedy było naprawdę dobrze między mną i tatą, kłóciliśmy się zawsze o bzdury i o ważne rzeczy a jednak był przy mnie w ważnych chwilach to on odwoził mnie na maturę i na egzaminy na studia, to właśnie z nim pojechałam zdać egzamin na prawo jazdy i zdałam. Nie umieliśmy sie jednak dogadać i ja w swej niewiedzy i naiwności liczyłam na to, ze mamy długie lata przed sobą żeby poprawić nasze stosunki żeby się zrozumieć. Jednego dnia się wszystko skończyło nie mamy tego czasu ani już żadnego innego. Mój tata nie był idealny ale ja pewnie też nie byłam taką córką o jakiej marzył. Już nigdy nie będę mogła zrobić nic żeby był ze mnie dumny. Czasem gdzieś w charakterze Majki dostrzegam jakieś cienie taty. No i będzie tyle bo więcej nie dam jednak rady napisać.
Strasznie tęsknię za Tobą tato nawet za tym żeby się z Tobą pokłócić za szybko poszedłeś zbyt daleko byś mógł wrócić.

niedziela, 28 października 2012

PIECZARKI

Miało być czasami o obiedzie no i dzisiaj będzie choć o obiedzie piątkowym. Zatem przedstawiam niniejszy obiad
Pieczarki faszerowane 
Składniki:
pieczarki
cebula
masło
olej
bułka tarta
jajka
pieprz i sól oraz ulubione przyprawy

Pieczarki obrać i odciąć ogonki następnie łyżeczką wydrążyć środki.


 Resztki z wydrążenia oraz ogonki pokroić i wrzucić na patelnię. Ja smażę to na oleju z dodatkiem odrobiny masła. Cebulkę pokroić w małą kostkę i dorzucić na patelnię przyprawić wszystko solą i pieprzem. Ja dodaję jeszcze przyprawę grillową i smażę całość aż się zacznie rumienić. Farsz przestudzić i nadziać nim pieczarki lekko dociskając go.


  Zostaje już tylko panierować pieczarki w jajku i bułce ja wybieram model bułka- jajko- bułka. Smażyć na złoty kolor i wcinać ze smakiem. Pyszne na ciepło, ale też całkiem dobre na zimno jako przekąska.



wtorek, 23 października 2012

O CZASIE I PORZĄDKU

Nie wiem gdzie mi uciekł ostatni tydzień przepłynął przez palce teraz uporczywie gniotąc poczuciem zbyt szybkiego upływu czasu.

Wściekam się sama na siebie że kurcze może organizacja czasu mi tak siada że już nie mam tego czasu na nic,  na nic dla siebie. Kiedyś czytałam książki, cosik tam wyszywałam i wogóle robiłam coś dla własnej przyjemności. Teraz czas dla mnie taki tylko i wyłącznie dla mnie jest wtedy kiedy trzeba iść spać a ja już nie mam siły odkładać snu na troszkę później, bo wiem że od rana muszę wskoczyć w swoją machinę . Kocham moje dzieci i lubię zajmować się domem, ale potrzebuje choćby tej godziny dziennie(czasem brak tej jednej godziny choć raz w tygodniu) dla samej siebie fajnie by było pomalować paznokcie, zrobić sobie maseczkę. Ja wiem, że bycie żona i matką to moja najlepsza praca w życiu i cokolwiek miałabym jeszcze kiedykolwiek robić nic nie zmieni tego. A jednak... No właśnie gdybym czasem miała tę chwilkę to może potem siadając obok mojej bratowej nie czułabym się tak niefajnie, bo kurcze ja jestem kobietą i jak widzę jej fikuśnie umalowane paznokcie zawsze starannie upięte włosy i nową torebkę to jakaś część mnie krzyczy ja też chcę. W głowie nie chcę mieć tego co ona, bo kobieta niby wykształcona ale poglądy ma takie że czasem śmiać się tylko że o życiu wie tyle co mała dziewczynka, ale jej sprawa. Nie myślę o sobie jak o kimś super mądrym, ale bywa ze po ciężkim dniu jak spojrzę w lustrze na siebie to jest pytanie a może jednak lepiej byłoby być ciut głupszą a ładniejszą. Wiem stereotypy ale nie ma co ukrywać że to one kształtują nasze życie i nas. Czasem szlag mnie trafia o jak np. ostatnio jak oglądałam perfekcyjną panią domu. Widzę jak kobieta się zwija że ona nie lubi sprzątać i jej to nie idzie i brak jej motywacji potem pokazują jej męża durnia który opowiada jak mu bałagan przeszkadza, ale kurcze o tym żeby chwycił ścierkę nie pomyśli, bo przecież to byłaby ujma jego męskości. Mojemu mężowi bałagan nie przeszkadza to ja zdecydowanie problem z bałaganem i zaakceptowaniem jego istnienia.

 Ja i mój porządek a raczej ja i mój bałagan  to już inna historia. Nie lubię bałaganu i gdzieś traktuje go jako moją porażkę, bo dom to jest moje zadanie. Ułożyło się tak, że J usilnie próbuje zarobić na ten dom a ja walczę z górą prania i garów i z całym tym galimatiasem. Im bardziej on się stara tym bardziej jaj mam poczucie, że powinnam dorównać mu kroku. Wściekam się na jego bałaganiarstwo a z drugiej strony myślę że dlatego że próbuje ten mój książę z bajki wygrać z naszą dziurą budżetową to ma prawo wracać do czystego i pachnącego domu. Czasem mam ochotę po cichutku wyjść w wrócić za trzy dni a potem zbieram się w sobie i staję do walki której chyba nigdy nie wygram, bo nocą z kątów wyłażą krasnoludki bałaganiarze a nad ranem opada mgła zostawiając wszędzie warstwę kurzu. Zrywam się rano rozglądam i myślę że kurcze posprzątałam wieczorem i niemożliwe żeby w zlewie zalęgł się tabun szklanek a w łazience wypełzały skądś mokre ręczniki. Idę powalczyć z codziennością i wściekam się że ludzie potrafią polecieć na księżyc a nikt nie wymyślił żadnych cudów żeby nie trzeba było biegać ciągle ze ścierką. Żeby nie było odkurzacz znam i posiadam śliczny czerwony :) i wiem ze istnieją takie cuda jak panie sprzątające ale jakoś nie wyobrażam siebie żeby ktoś miał grzebać w moich prywatnych cudach no i zwyczajnie mnie nie stać na takie luksusy . Nie pozostaje mi zatem nic innego jak przestać marudzić ruszyć cztery litery i posprzątać nawet jak to praca syzyfowa.

wtorek, 16 października 2012

NASZ PIES

Parę dni temu dokładnie w nocy z piątku na sobotę zachorował nasz przyjaciel, domownik, nasz pies. Nic nie zapowiadało jak trudne będą to dla nas dni. Po prostu o 3.30 usłyszałam huk przez ułamek sekundy myślałam że to Majka spadła schodząc z łóżka ale nie to nasze rude zwierzątko. Włączyłam światło i zobaczyłam przerażonego psa który bał się ruszyć kiedy go podniosłam okazało się, że jego tylne łapy są całkiem sztywne i pozbawione czucia. Okropna gonitwa myśli. Wzięłam go do naszego łózka bo J był w pracy i tak drzemając czuwałam aż do rana. Potem to już wizyty u weterynarza i leki i póki co znikoma poprawa, ale dająca nadzieję na powrót naszej rudej torpedy. To przeraźliwie przytłaczające uczucie nie móc pomóc i te jego oczy wystraszone przerażone. Na dzień dzisiejszy diagnoza wypadnięty dysk więc trzeba wierzyć w powrót Bazyla do zdrowia bo to nasz Bazyl i jest z nami już 5,5 roku.
Najpierw był malutki, całkiem malutki :)

 Potem troszkę podrósł
 Do Majki lubił się przytulać jeszcze przed jej narodzinami chociaż nie raz zaliczył niezłego kopniaka

 Zdarzało się że i Majka i Bazyl konsumowali wspólne ciastko
 Taki jest nasz Bazyl niby smutne oczy ale radosne srece

 Silny piesiu bo i Majkę dał radę pociągnąć

 Z Michałkiem wolał konwersacje

 No ale Bazyl nie byłby sobą gdyby nie przytulał się do małego śpiocha

niedziela, 14 października 2012

PRZEDSZKOLAK

Od piątku jestem mą przedszkolaka już tak całkiem oficjalnie a nie tylko dziewczynką chodzącą do przedszkola. Były piosenki, wierszyki i wielki ołówek pani dyrektor.Oczywiście wzruszyłam się jak Majka mówiła swój wierszyk, bo nie wiem kiedy dorosła , bo to był jej pierwszy publiczny występ, bo czas tak pędzi i wszystko tak szybko się zmienia. Troszkę się uśmiałam tak cichutko pod nosem z mamuś w 10-centymetrowych obcasach usiłujących usadowić się na malutkich przedszkolnych krzesełkach. Potem był  poczęstunek i po wszystkim chociaż żadne z moich dzieciaków z przedszkola wychodzić. Widząc jak Majka jest szczęśliwa upewniam się tylko każdego dnia jak słuszną decyzja było posłanie jej do przedszkola