Łączna liczba wyświetleń

piątek, 15 stycznia 2016

NA CZERWONO



Wróciłam ja więc i czas żeby wróciły moje krzyżyki :-) Dzisiaj będzie na czerwono, bo jakoś uświadomiłam sobie ostatnio, że to jeden z moich ulubionych kolorów więc gdzieś wokół mnie zawsze się pojawia. Za oknem się zdecydowanie ochłodziło więc niech mnie ten kolor rozgrzeje.




sobota, 2 stycznia 2016

POWRÒT

Wracam, wracam, wracam. Postanowiłam wrócić wraz z Nowym Rokiem. Tak naprawdę to nie wiem od czego zacząć tyle się w moim naszym życiu zmieniło. Od lipca 2014 jesteśmy podanymi Her Majesty Queen Elizabeth. Ile było w strachu, o awarii, wątpliwości. Pamiętam jeszcze jak pakowałam w Polsce ostatnie kartony a potem zaczynaliśmy nasze nowe życie tutaj. Teraz z perspektywy czasu trudno uwierzyć jak w sumie bezboleśnie odbył się nasz skok na głęboką wodę. Dzieciaki coraz lepiej mówią po angielsku i jeszcze "parę chwil" i to nie ja będę wsparciem językowym dla nich, ale oni dla mnie. Powolutku polubiłam nasze życie tutaj, mamy przyjaciół, oswoiliśmy rzeczywistość i nauczyliśmy się funkcjonować się w nowym świecie. Mamy za sobą drugie Boże Narodzenie tutaj i oprócz pierogów z kapustą i grzybami zjedliśmy christmas pudding. Dbamy o własne polskie tradycje, ale dalecy jesteśmy od myślenia,  że dobre tylko to co polskie :-) taki kompromis. Wydaje mi się, że idziemy w dobrym kierunku, szanujemy swoje korzenie i tę społeczność w której żyjemy.
Nie wiem czy ktoś jeszcze tu zagląda, ale życzę wszystkim żeby ten Nowy Rok przyniósł Wam pełnię szczęścia i radości :-):-)

niedziela, 23 lutego 2014

4 DNI

Jeszcze tylko cztery dni do wyjazdu i przez 3 tygodnie będzie się napawać tym, że nasza czwórka jest razem, ze nasza rodzina jest razem. Na razie za to walczę z własnymi strachami. Ogólnie większość z nich ma naturę logistyczną torby na mnie patrzą a ja setny raz tak wirtualnie układam w nich wszystko to co mam zabrać, co muszę , powinnam zabrać. Przeżywam ten wyjazd, bo nie widzieliśmy się 4 miesiące, bo to pierwsza tak daleka podróż w moim życiu. No jakoś tak wyszło, że podróże zostały tylko w sferze moich marzeń. Oczywiście żeby nie było ze tak mam wszystko zaplanowane to mój aparat odmówił współpracy tak mi się wydaje że ta jego odmowa ma coś wspólnego z pewnymi małymi rączkami, ale dowodów brak . Wprawdzie jakieś poszlaki są, ale główny podejrzany twierdzi, ze to nie on raczej siostra a może nasz pies. W każdym razie sprzęt robi wrażenie umarniętego na amen tzn. zdjęcia nie ma szans zrobić. Teraz cisza w domu dzieci śpią włączyłam radio i usiłuje myśleć tylko o piątku wiem nawet ile godzin zostało, bo już mam dosyć bycia ciągle sama. Chce mieć z kim porozmawiać o tym co widzę co mnie zachwyca i co wkurza albo pomilczeć. Inne miłe rzeczy też bym mogła czasem ale nie będę pisać o tym bo to sfera do której wyłączny dostęp ma jedna osoba.
Oby do piątku oby oby jak najszybciej :)  Teraz wcinam sobie mango dostałam od brata na urodziny. No tak w piątek przybył mi kolejny rok na karku siwych włosów już sporo nie wiem czy genetyka czy stres ale dzisiaj rozprawiłam się z nimi welatonem o odcieniu mleczna czekolada. Urodziny zawsze zmuszają mnie do stawiania pytań co zrobiłam ze swoim życiem przez ten rok czy jest gdzieś krok do przodu czy do tyłu. Lata temu myślałam, że po trzydziestce to ja już będę mieć wszystko takie poukładane i ustabilizowane a tu za drzwiami znowu jakieś rewolucje, plany, wyzwania. Na razie nie będę o tym myśleć poszwendałam się po różnych blogach i zazdroszczę tego niektórym autorkom, że potrafią tworzyć takie cuda ze oczy mi wyłażą na wierzch, że przestrzeń którą mają wokół siebie wypełniają smakiem i harmonią. Patrze na to wszystko cieszę oczu i myślę jaka się czuje malutka ze swoimi haftami co nie zmienia jednak tego ze plany na różne rzeczy mam pewnie tak na 10 lat wprzód :))
Jeszcze 4 dni tylko tyle i chyba nic poza tym tak naprawdę dziś nie jest ważne.

piątek, 7 lutego 2014

TAKI...

Taki te ostatni post bez sensu że aż zastanawiałam się czy go nie skasować naprawdę zamierzałam pisać w nim o marzeniach a potem jakoś codzienność wygrała a o marzeniach było po łebkach i wyszło na to że ja jakaś materialistka jestem a chyba jednak nie. Marzy mi się wiele rzeczy jak choćby wiosna lubię zimę, ale teraz ta odwilż brr buro i szaro i mokro. Marzy mi się mieć czasem kryształowa kulę co by móc zajrzeć i sprawdzić czy moje życie podąża w dobrym kierunku. Nigdy nie byłam zbyt pewna siebie nie żeby jakoś chorobliwie nieśmiała, ale chyba siły przebicia to jakoś we mnie nie było. Tylko, że nie o tym miałam pisać w ostatnim poście wyszło jakoś tak że jakbym rozsypała kartki z notatnika i na siłę szybko posklejała. Niby tam o mnie a jakieś takie to nie moje. Przyznam się się że teraz moje myśli krążą wokół wyjazdu i za trzy tygodnie będę już na lotnisku w Bydgoszczy. Oczywiście mam milion obaw i różnych takich dziwnych myśli i boje się żeby logistyka mnie nie pokonała od miesiąca układam sobie w głowie jak wszystko spakować, co zabrać a czego nie muszę. Przecież nie będę bzdur opowiadać, że się nie ciesze, bo szaleje z radości nie widzieliśmy się od prawie 4 miesięcy. Marzę więc już o tym żebyśmy byli razem we czwórkę no i ta randka z J też mi się marzy chociaż to chyba nie teraz tzn. bardziej ze względów logistycznych, bo co zrobić z naszymi kochanymi potworami. Marzy mi się jasna, słoneczna kuchnia z dużym stołem a przy nim nasza czwórka. W sumie to mam całe mnóstwo marzeń w tej chwili na szczycie zdecydowanie są te które dotyczą mojej rodziny. Marzenia mam duże i małe i bywa ze takie wielkie jak pokój na świecie i brak głodu. Niektóre trudno rozgraniczyć od chcenia bo chciałabym żeby mniej małych i większych spraw zależało od pieniędzy. Wiem że pieniądze szczęścia nie dają i zgadzam się z tym w 100% ale w życiu zdecydowanie się przydają.

No dobra zmiana tematu jednak bez wyszywania żyć nie mogę więc powstaje coś nowego. Zresztą pokaże wszystko po kolei. Zacznę od tego co miałam dawno wrzucić czyli tego co powędrowało do Kasi w ramach wymianki jej fotki lepsze ale niech zostanie i tutaj jakiś ślad











Wykończyłam też w końcu sówkę którą obiecałam Majce :)







Powstała całkiem prywatna gwiazdka z nieba
No i na sam koniec coś co właśnie powstaje Madame Butterfly, bo od dawna jakoś mnie kusił ten wzór wymyśliłam ja sobie na czerwono bo ja zdecydowanie lubię ten kolor :)


niedziela, 2 lutego 2014

MARZENIA

Z Nowego Roku uciekł mi już jeden miesiąc nie wiem jak nie wiem gdzie w dacie w miejscu na miesiąc pojawiła się dwójka. Czy mam postanowienia?? Jakieś mam mniejsze większe ulegam magii przełomów zmian daty i wierze ze musi się udać. Jak patrzę na swoje postanowienia z przed roku to widzę, że część udało się zrealizować co napawa mnie jakąś dawką optymizmu, że coś się tam da. Ze wszystkich postanowień wybija się zdecydowanie na pierwszy plan żeby nasza rodzina była razem pociąga to za sobą różne decyzje zmiany planów, ale musi się udać. Zresztą ostatnie 8 miesięcy zafundowało mi tyle wyzwań że musi być dobrze i też dzięki temu wierze ze co by nie miało być to damy radę. Wiem pisze enigmatycznie bez konkretów choć w sumie ramowe decyzje zapadły co będzie czas pokaże. Ostatni tydzień nie był miły i złożyło się na to kilka rzeczy
1. zepsuł mi się telefon zażarło mi wszystkie numery telefonów, zdjęcia i filmiki które były w aparcie i choc niewiele tam było jako smutno mi się zrobiło.
2. pewien debil z białego busa stuknął mojego gruchotka i wepchnął mnie w zaspę nawet cham się nie zatrzymał
3. na aucie ślady nie zostały, ale adrenalina była straszna, bo jechałam z Majką i jak pomyślałam, że ten dupek mógł jej zrobić krzywdę to gołymi rękami zrobiłabym mu wiele złego( nie popieram samosądów, ale czułam ze mogłabym go skrzywdzić )
4. stałam w tej zaspie i dopiero 5-ty mijający nas samochód zatrzymał się i kierowca zapytał czy potrzebujemy pomocy i pomógł nam
5. nie wiadomo czy z powodu śniegu czy innego moje auto zaliczyło awarię i jest u mechanika naprawa niestety konkretna pożre 1/3 mojego budżetu na luty.
6. skończyły mi się nici do wyszywania w budżecie dziura a po odwiedzenia pasmanterii doszłam do wniosku ze mieszkam na końcu świata nieomal bo nie mogę kupić  nawet białej Ariadny i jestem zła bo wyszywanie jest moja ucieczką  a teraz wszystko zostało zawieszone

No dobra ale miało być o marzeniach w związku z tym że za niecałe 3 tygodnie mam urodziny to raz jeden chciałabym choć tu napisać co by mnie uszczęśliwiło a czego napewno nie dostanę ale pokazać mogę i wpisać na moją listę kiedyś (czyli kiedyś dostane, kupie sobie itp.)
kolacja z mężem a co tam randka( zobaczymy się już za 25 dni)
cotton ball lights  w kolorach dark red, cream i beige
cudne słoiki butelki
miski zresztą wszystko ze sklepu http://www.malowanebiela.pl/
puszka ( lubię gadżety a jakoś kolor czerwony najbardziej do mnie przemawia) 
tak z 2/3 asortymentu tego sklep no dobra tak 3/4 no może z 90% http://www.aledobre.pl/  albo tego http://bake-shop.pl/
jakakolwiek książka zawsze nie mam co czytać
maszyna do szycia( ehh zawsze są inne wydatki) 
cokolwiek związanego z wyszywaniem niby wszyscy wiedzą że lubię i jakoś nigdy nie dostałam nic
wakacje takie prawdziwe kiedy nie trzeba gotować i sprzątać
Narazie tyle jak coś mi przyjdzie do głowy dorzucę:))

sobota, 28 grudnia 2013

PO ŚWIĘTACH

Chociaż minęły już święta to czas pokazać gotowy haft . Leży gotowy od jakiegoś czasu ale jakoś nie były to moje najlepsze święta i mimo tego że ogólnie wszystko było oki poza choróbskami i totalnym brakiem mojego entuzjazmu z czystym sumieniem mogę je uznać za drugie najgorsze święta w moim życiu. Może gdyby choć spadł jakiś śnieg. No nie pomógłby na pewno na tę paskudną wszechogarniającą tęsknotę, ale może byłoby troszkę bardziej świątecznie.
Zabrakło życzeń świątecznych ale z noworocznymi nie dam ciała.
 Z całego serce w tym Nowym Roku życzę wszystkim wiary, nadziei i miłości. Wiary w siebie, w swoje możliwości, swoje umiejętności. Nadziei, że wszystko co najlepsze jeszcze przed nami a porażka jest tylko wstępem do sukcesu. Miłości do siebie, do innych ludzi i od innych ludzi..

poniedziałek, 16 grudnia 2013

TROCHĘ ŚWIĄT

Znowu mnie długo nie było to już chyba tak musi być ot taka świecka tradycja :) Dałabym sobie rękę uciąć że pisałam coś nie dawniej jak z 2 no 3 tygodnie temu a tu zonk. W sumie cały listopad z jednej strony upłynął pod znakiem nie radze sobie z tęsknotą a z drugiej w radosnym towarzystwie ospowych krostek. Majka przywlekła zarazę z przedszkola i radośnie sprzedała ją bratu niby dobrze że oboje już mają to za sobą ale w którymś momencie moje zmęczenie sięgało zenitu i zdarzało mi się zasnąć na siedząco.
Teraz zaczynam żyć świętami z przymusu , bo jednak dzieciaki są i czekają na święta. We mnie brak w tym roku świątecznej radości owszem upiekłam z dzieciakami pierniki, zrobiłam pierogi i nawet choinkę już ubraliśmy, ale niestety nie spędzimy tych świąt razem. Kurcze gdyby ceny biletów były inne to w końcu świat mały wsiadasz w samolot w Londynie i za 3 godzinki wysiadasz w Bydgoszczy. Nie będę się jednak nad tym już rozwodzić jest jak jest obiecaliśmy sobie że to ostatnie takie święta i że za rok nadrobimy. Narazie nie myślę co będzie za rok za kilka miesięcy oj czekają mnie w życiu rewolucje, ale co ma być to będzie. Mimo braku nastroju spotykają mnie całkiem miłe rzeczy nawet bardzo bardzo miłe. Jakiś czas temu zażartował o wymiance do Kasi z bloga Latte House i od słowa do słowa umówiłyśmy się na takową. W piatek zapukał do mnie pan z poczty z takim cudem oczywiście moje zdjęcia marne a jestem zachwycona urokiem dopracowaniem no mowę mi odebrał. 
Na razie nie pokaże tego co powędrowało do Kasi, bo nie chcę odbierać jej przyjemności z niespodzianki przynajmniej częściowej. Nie obraziłam się na święta tak całkiem do końca i powstały jakieś drobne hafciki tym razem nie krzyżykami ale blackworkiem.


Powstały też dwa obrazki który sprezentowałam urodzinowo jednej cioci wizja kolorystyczna moja własna bo w oryginale szczególnie ten z dżemem i chlebkiem był utrzymany w różach
Powstało też kilka zakładek, ale niestety już dotarły do nowych właścicieli i tylko fotek nie zrobiłam tak że ostatnio funkcjonuje wiecznie z igłą w dłoni, ale pozwala mi to uciec od wielu mysli które mi soac nie dają i odpocząć i oderwać się od wszystkiego.
Pochwalę się też postępami w Salu Bożonarodzeniowym