Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 28 października 2012

PIECZARKI

Miało być czasami o obiedzie no i dzisiaj będzie choć o obiedzie piątkowym. Zatem przedstawiam niniejszy obiad
Pieczarki faszerowane 
Składniki:
pieczarki
cebula
masło
olej
bułka tarta
jajka
pieprz i sól oraz ulubione przyprawy

Pieczarki obrać i odciąć ogonki następnie łyżeczką wydrążyć środki.


 Resztki z wydrążenia oraz ogonki pokroić i wrzucić na patelnię. Ja smażę to na oleju z dodatkiem odrobiny masła. Cebulkę pokroić w małą kostkę i dorzucić na patelnię przyprawić wszystko solą i pieprzem. Ja dodaję jeszcze przyprawę grillową i smażę całość aż się zacznie rumienić. Farsz przestudzić i nadziać nim pieczarki lekko dociskając go.


  Zostaje już tylko panierować pieczarki w jajku i bułce ja wybieram model bułka- jajko- bułka. Smażyć na złoty kolor i wcinać ze smakiem. Pyszne na ciepło, ale też całkiem dobre na zimno jako przekąska.



wtorek, 23 października 2012

O CZASIE I PORZĄDKU

Nie wiem gdzie mi uciekł ostatni tydzień przepłynął przez palce teraz uporczywie gniotąc poczuciem zbyt szybkiego upływu czasu.

Wściekam się sama na siebie że kurcze może organizacja czasu mi tak siada że już nie mam tego czasu na nic,  na nic dla siebie. Kiedyś czytałam książki, cosik tam wyszywałam i wogóle robiłam coś dla własnej przyjemności. Teraz czas dla mnie taki tylko i wyłącznie dla mnie jest wtedy kiedy trzeba iść spać a ja już nie mam siły odkładać snu na troszkę później, bo wiem że od rana muszę wskoczyć w swoją machinę . Kocham moje dzieci i lubię zajmować się domem, ale potrzebuje choćby tej godziny dziennie(czasem brak tej jednej godziny choć raz w tygodniu) dla samej siebie fajnie by było pomalować paznokcie, zrobić sobie maseczkę. Ja wiem, że bycie żona i matką to moja najlepsza praca w życiu i cokolwiek miałabym jeszcze kiedykolwiek robić nic nie zmieni tego. A jednak... No właśnie gdybym czasem miała tę chwilkę to może potem siadając obok mojej bratowej nie czułabym się tak niefajnie, bo kurcze ja jestem kobietą i jak widzę jej fikuśnie umalowane paznokcie zawsze starannie upięte włosy i nową torebkę to jakaś część mnie krzyczy ja też chcę. W głowie nie chcę mieć tego co ona, bo kobieta niby wykształcona ale poglądy ma takie że czasem śmiać się tylko że o życiu wie tyle co mała dziewczynka, ale jej sprawa. Nie myślę o sobie jak o kimś super mądrym, ale bywa ze po ciężkim dniu jak spojrzę w lustrze na siebie to jest pytanie a może jednak lepiej byłoby być ciut głupszą a ładniejszą. Wiem stereotypy ale nie ma co ukrywać że to one kształtują nasze życie i nas. Czasem szlag mnie trafia o jak np. ostatnio jak oglądałam perfekcyjną panią domu. Widzę jak kobieta się zwija że ona nie lubi sprzątać i jej to nie idzie i brak jej motywacji potem pokazują jej męża durnia który opowiada jak mu bałagan przeszkadza, ale kurcze o tym żeby chwycił ścierkę nie pomyśli, bo przecież to byłaby ujma jego męskości. Mojemu mężowi bałagan nie przeszkadza to ja zdecydowanie problem z bałaganem i zaakceptowaniem jego istnienia.

 Ja i mój porządek a raczej ja i mój bałagan  to już inna historia. Nie lubię bałaganu i gdzieś traktuje go jako moją porażkę, bo dom to jest moje zadanie. Ułożyło się tak, że J usilnie próbuje zarobić na ten dom a ja walczę z górą prania i garów i z całym tym galimatiasem. Im bardziej on się stara tym bardziej jaj mam poczucie, że powinnam dorównać mu kroku. Wściekam się na jego bałaganiarstwo a z drugiej strony myślę że dlatego że próbuje ten mój książę z bajki wygrać z naszą dziurą budżetową to ma prawo wracać do czystego i pachnącego domu. Czasem mam ochotę po cichutku wyjść w wrócić za trzy dni a potem zbieram się w sobie i staję do walki której chyba nigdy nie wygram, bo nocą z kątów wyłażą krasnoludki bałaganiarze a nad ranem opada mgła zostawiając wszędzie warstwę kurzu. Zrywam się rano rozglądam i myślę że kurcze posprzątałam wieczorem i niemożliwe żeby w zlewie zalęgł się tabun szklanek a w łazience wypełzały skądś mokre ręczniki. Idę powalczyć z codziennością i wściekam się że ludzie potrafią polecieć na księżyc a nikt nie wymyślił żadnych cudów żeby nie trzeba było biegać ciągle ze ścierką. Żeby nie było odkurzacz znam i posiadam śliczny czerwony :) i wiem ze istnieją takie cuda jak panie sprzątające ale jakoś nie wyobrażam siebie żeby ktoś miał grzebać w moich prywatnych cudach no i zwyczajnie mnie nie stać na takie luksusy . Nie pozostaje mi zatem nic innego jak przestać marudzić ruszyć cztery litery i posprzątać nawet jak to praca syzyfowa.

wtorek, 16 października 2012

NASZ PIES

Parę dni temu dokładnie w nocy z piątku na sobotę zachorował nasz przyjaciel, domownik, nasz pies. Nic nie zapowiadało jak trudne będą to dla nas dni. Po prostu o 3.30 usłyszałam huk przez ułamek sekundy myślałam że to Majka spadła schodząc z łóżka ale nie to nasze rude zwierzątko. Włączyłam światło i zobaczyłam przerażonego psa który bał się ruszyć kiedy go podniosłam okazało się, że jego tylne łapy są całkiem sztywne i pozbawione czucia. Okropna gonitwa myśli. Wzięłam go do naszego łózka bo J był w pracy i tak drzemając czuwałam aż do rana. Potem to już wizyty u weterynarza i leki i póki co znikoma poprawa, ale dająca nadzieję na powrót naszej rudej torpedy. To przeraźliwie przytłaczające uczucie nie móc pomóc i te jego oczy wystraszone przerażone. Na dzień dzisiejszy diagnoza wypadnięty dysk więc trzeba wierzyć w powrót Bazyla do zdrowia bo to nasz Bazyl i jest z nami już 5,5 roku.
Najpierw był malutki, całkiem malutki :)

 Potem troszkę podrósł
 Do Majki lubił się przytulać jeszcze przed jej narodzinami chociaż nie raz zaliczył niezłego kopniaka

 Zdarzało się że i Majka i Bazyl konsumowali wspólne ciastko
 Taki jest nasz Bazyl niby smutne oczy ale radosne srece

 Silny piesiu bo i Majkę dał radę pociągnąć

 Z Michałkiem wolał konwersacje

 No ale Bazyl nie byłby sobą gdyby nie przytulał się do małego śpiocha

niedziela, 14 października 2012

PRZEDSZKOLAK

Od piątku jestem mą przedszkolaka już tak całkiem oficjalnie a nie tylko dziewczynką chodzącą do przedszkola. Były piosenki, wierszyki i wielki ołówek pani dyrektor.Oczywiście wzruszyłam się jak Majka mówiła swój wierszyk, bo nie wiem kiedy dorosła , bo to był jej pierwszy publiczny występ, bo czas tak pędzi i wszystko tak szybko się zmienia. Troszkę się uśmiałam tak cichutko pod nosem z mamuś w 10-centymetrowych obcasach usiłujących usadowić się na malutkich przedszkolnych krzesełkach. Potem był  poczęstunek i po wszystkim chociaż żadne z moich dzieciaków z przedszkola wychodzić. Widząc jak Majka jest szczęśliwa upewniam się tylko każdego dnia jak słuszną decyzja było posłanie jej do przedszkola
 





piątek, 12 października 2012

czwartek, 11 października 2012

ZMĘCZENIE

        Tak jestem zmęczona, zmęczona fizycznie. Dzisiejsza akcja z kupowaniem butów była wyczerpująca niestety cztery małe nóżki to już sporo. Czemu cztery nóżki, bo dzieci dwoje a żeby zobaczyć czy buty naprawdę są oki muszą ubrać całą parę i przejść się. Odkryłam dzisiaj, że Majka na zakupach przypomina mnie czyli stanęła przed półką wskazała palcem jedne buty i choć przymierzyła jeszcze kilka innych to właśnie te zostały zakupione. Ja też tak robię zakupy pierwsza myśl najlepsza i choćbym nie wiem ile jeszcze rzeczy obejrzała to i tak kończy się na pierwszym wyborze. Misiek za to nie chciał w ogóle współpracować uparcie powtarzał ubieramy didasy czyli jego buty w których przyszedł. Swoją droga to paskudny seksizm, że dla dziewczynek jest ze 30 fasonów a dla chłopców może z 5 albo 6. No wybór nie był duży w końcu wybrałam 3 modele, które przy okazji nie powalały mnie ceną na kolana Misiek został przekupiony lizakiem i było szybie przymierzanie.  Pierwsza para nawet nie dała się nawet założyć a przecież nie kupie butów których ubieranie każdorazowo będzie zajmowało 20 minut. Kolejne były już lepsze ale coś mi w nich jeszcze nie pasowało a przecież buty muszą być wygodne, bo sama tez nie chciałabym pomykać w jakiś niewygodnych drewniakach. Ja spocona a mój mały terrorysta przeszczęśliwy, ale buty wybrane i kupione. Oczywiście w domu Misiek chciał chodzić tylko w tych butach i jak tu nie oszaleć. Pocieszające jest to, że kolejne buty kupimy dopiero na wiosnę.

             Kupno zimowych butów uświadomiło mi ,że lato już na dobre poszło i wkraczamy w zimną i chmurną jesień. Dwa ostatnie dni wiało tak, że nawet moja własna osobista warstwa tłuszczyku nie chroniła mnie przed poczuciem wszechogarniającego zimna. Pocieszyłabym się, że byle do wiosny, ale to kurcze kolejne zakupy. Może powinnam przestać cudakom dawać tran to by troszkę wolniej rosły choć cudnie, że są zdrowe, rześkie i cudne tylko wymiana garderoby i butów zabija nasz budżet i z dziury robi kanion i to tyle o polityce prorodzinnej naszego cudnego kraju.


              Jutro ważny dzień mojej Pszczółki, ale o tym już jutro

niedziela, 7 października 2012

ROZMOWY

Rozmowa pierwsza
Leżymy wczoraj z J w łóżku gadki śmiechy chichy
J: bo TY jesteś nieobliczalna ( ja myślę kurcze będzie jakiś komplement fajne i nastąpiła dalsza część wypowiedzi) nigdy niewiadomo co na obiad wymyślisz. W sumie jak się zastanowić to też miłe tylko chyba liczyłam na coś innego.

Rozmowa druga
J siedzi na kanapie dzieciaki szaleją
J do Miśka: chodź podrap tatusia po pleckach. Miśkiem ochoczo rusza, ale gdzieś pędzi po chwili wpada do pokoju z plecakiem J i zaczyna drapać plecak :D


TĘSKNIĘ ZA PONIEDZIAŁKIEM

Tak właśnie jest. Dawano Dawno temu jak nie mieliśmy w ciąży to niedziela to było spanie do 10 ( wiem śpiochy z nas). Było śniadanko w łóżku i nie tylko ale nie o tym. Jak dzisiaj nie śpię od 7.30to i tak długo jak na niedzielę, bo dzieciaki w jakiś magiczny sposób w tygodniu śpią do 8 a w weekendy jakieś trolki wykopują je z łóżek o 6.30. Mój mózg zanim się obudzi musi przetworzyć informację od Miśka "sce piciu" a potem Majkowe z totalnym marudem w głosie "maammooo chce bajkę". Nim otworzę oczy myślę przegnam smarkaczy i przekima jeszcze ze 20 minut a potem otwieram oczy nade mną dwie uśmiechnięte buźki i co robię wstaję szybko robię to piciu, włączam bajkę i dzień rozpoczęty.
Chwilę temu w małym pokoju ucichło włączył się alarm zaglądam a tam
No i kto by uwierzył że 1,5 godziny temu tłukli się niemiłosiernie i dziubali widelcami leżąc po stołem drąc się przy tym niemożliwie "mamo a on/ ona mi ...."
Jutro na szczęście poniedziałek Majka pójdzie do przedszkola J będzie w jakiejś pracy a ja spokojnie opanuje buntowniczego dwulatka, bo co to dla mnie po niedzieli. Póki co pogoda do tej mniej szlachetnej części pleców więc jestem uwięziono w domu z dwoma cudnymi potworami a J śpi i jakimś całkiem dla mnie niezrozumiałym cudem nie budzą go ani krzyki dzieci, które co moment galopują przez mieszkanie  ani moje
*nie ciągnij jej za włosy
*puść go
* oddaj jej/ jemu zabawkę
* nie skacz
* nie wchodź na stół itd. itp.
Pocieszam się, że już już prawie południe a jutro przecież już poniedziałek.


sobota, 6 października 2012

SOBOTA

Dziś sobota dzień wesoły, bo nie trzeba iść do szkoły. Tak tak kiedyś witało się sobotę no bardzo kiedyś  a teraz czasem nawet nie zauważyłabym, że już sobota ale jak zwykle dzisiaj obiad u mamy. Zresztą sobota to cały dzień u niej, cały dzień słuchania dobrych rad rzucanych niby przypadkiem mimochodem, bo przecież ona broń Boże się nie wtrąca. Umęczona jestem strasznie oczywiście ledwo rano przeszliśmy 1/3 drogi to zaczął kropić deszcz a potem padało już tylko bardziej i bardziej. Szliśmy szybko Majka jęczała że nogi bolą Michał nie dał sobie założyć foli na wózek a mnie brakowało wolnej ręki na parasol no miodzio :/ Kocham takie dni Jędruś gdzieś w pracy a ja walczę z samą sobą żeby nie cisnąc wszystkim, nie obrazić się na cały świat i nie iść spać. Cały dzień mokro ciemno i dzieci, które o 17 wydawały się o krok od zaśnięcia o 19 po kąpaniu zaczynają nowe życie. Kurcze kocham je jak szalona, ale marzę o chwili ciszy, spokoju. Cisza zwyczajna cisza jest towarem bardzo deficytowym a chwila naprawdę dla mnie przychodzi kiedy jestem już tak padnięta, że zasypiam nie wiem kiedy i co i gdybym miała wytrzymać jeden dzień całkiem bez dzieci to oszalałbym z tęsknoty. Ot matka wariatka.

A to poprawiło mi nastrój  http://facet.wp.pl/kat,70996,title,Dlaczego-warto-byc-z-dziewczyna-przy-kosci,wid,14983847,wiadomosc.html?ticaid=1f4b9

piątek, 5 października 2012

PISZĘ BLOGA

No i uległam namowom będę pisać bardziej dla siebie ale jak ktoś poczyta, skomentuje, doradzi też miło. W razie W zostanie dla potomności. O szaleństwach młodości nie będzie, bo to trzeba by być młodym i szalonym. O podróżach też nie, bo póki co odkładam to listę rzeczy które zrobię kiedyś. No to będzie o życiu tylko nie o życiu filozoficznie i zadęciem, ale o codzienności o radościach, smutkach i obiedzie :D  
Zatem bloga uważam za powołanego do życia.