Tak właśnie jest. Dawano Dawno temu jak nie mieliśmy w ciąży to niedziela to było spanie do 10 ( wiem śpiochy z nas). Było śniadanko w łóżku i nie tylko ale nie o tym. Jak dzisiaj nie śpię od 7.30to i tak długo jak na niedzielę, bo dzieciaki w jakiś magiczny sposób w tygodniu śpią do 8 a w weekendy jakieś trolki wykopują je z łóżek o 6.30. Mój mózg zanim się obudzi musi przetworzyć informację od Miśka "sce piciu" a potem Majkowe z totalnym marudem w głosie "maammooo chce bajkę". Nim otworzę oczy myślę przegnam smarkaczy i przekima jeszcze ze 20 minut a potem otwieram oczy nade mną dwie uśmiechnięte buźki i co robię wstaję szybko robię to piciu, włączam bajkę i dzień rozpoczęty.
Chwilę temu w małym pokoju ucichło włączył się alarm zaglądam a tam
No i kto by uwierzył że 1,5 godziny temu tłukli się niemiłosiernie i dziubali widelcami leżąc po stołem drąc się przy tym niemożliwie "mamo a on/ ona mi ...."
Jutro na szczęście poniedziałek Majka pójdzie do przedszkola J będzie w jakiejś pracy a ja spokojnie opanuje buntowniczego dwulatka, bo co to dla mnie po niedzieli. Póki co pogoda do tej mniej szlachetnej części pleców więc jestem uwięziono w domu z dwoma cudnymi potworami a J śpi i jakimś całkiem dla mnie niezrozumiałym cudem nie budzą go ani krzyki dzieci, które co moment galopują przez mieszkanie ani moje
*nie ciągnij jej za włosy
*puść go
* oddaj jej/ jemu zabawkę
* nie skacz
* nie wchodź na stół itd. itp.
Pocieszam się, że już już prawie południe a jutro przecież już poniedziałek.
Puchatko o ile moge cie pocieszyc to powiem Ci ze my z bratem lalismy sie niemilosiernie... ale nie wyobrazam sobie zycia bez niego... Jesli chodzi o wstawanie mam dokladnie to samo!! synus daj mi 5 minut ...
OdpowiedzUsuń