Parę dni temu dokładnie w nocy z piątku na sobotę zachorował nasz przyjaciel, domownik, nasz pies. Nic nie zapowiadało jak trudne będą to dla nas dni. Po prostu o 3.30 usłyszałam huk przez ułamek sekundy myślałam że to Majka spadła schodząc z łóżka ale nie to nasze rude zwierzątko. Włączyłam światło i zobaczyłam przerażonego psa który bał się ruszyć kiedy go podniosłam okazało się, że jego tylne łapy są całkiem sztywne i pozbawione czucia. Okropna gonitwa myśli. Wzięłam go do naszego łózka bo J był w pracy i tak drzemając czuwałam aż do rana. Potem to już wizyty u weterynarza i leki i póki co znikoma poprawa, ale dająca nadzieję na powrót naszej rudej torpedy. To przeraźliwie przytłaczające uczucie nie móc pomóc i te jego oczy wystraszone przerażone. Na dzień dzisiejszy diagnoza wypadnięty dysk więc trzeba wierzyć w powrót Bazyla do zdrowia bo to nasz Bazyl i jest z nami już 5,5 roku.
Najpierw był malutki, całkiem malutki :)
Potem troszkę podrósł
Do Majki lubił się przytulać jeszcze przed jej narodzinami chociaż nie raz zaliczył niezłego kopniaka
Zdarzało się że i Majka i Bazyl konsumowali wspólne ciastko
Taki jest nasz Bazyl niby smutne oczy ale radosne srece
Silny piesiu bo i Majkę dał radę pociągnąć
Z Michałkiem wolał konwersacje
No ale Bazyl nie byłby sobą gdyby nie przytulał się do małego śpiocha
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz