Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 20 sierpnia 2013

GALERYJKA

W związku z tym, że staram się najbardziej uciekać od różnych myśli to zajmuje ręce czym się da.
Najpierw to co już dawno zrobiłam.
Skończone spidermany i dorobione sówki dwie na czarnej kanwi, bo ta na białej jest własnością mojego brata od świąt Bożego Narodzenia

Aniołki w prezencie dla siostrzenicy mojego męża
Potem wykończyłam obrazek, który już parę ładnych lat leżał w mojej szufladzie i podarowałam go mojej babci na 91 urodziny. Babcia nie chciała kwiatków, bo mówi że nie ręki do kwiatków więc dostałam takie nie więdnące kwiatki. Obrazek jeszcze z czasów kiedy nie używałam tak gęstej kanwy jak teraz.
No i na obrazku dla mamy przybyły kolejne 3 motywy


CISZA

Cichutko tu u mnie i z tego powodu zaczęłam się zastanawiać w którym momencie pisanie o sobie zaczęło mi sprawiać trudność. W sumie przez większość życia z mniejszymi i większymi przerwami pisałam dużo listów, dzienniki i co tam jeszcze się dało. Słowo pisanie przychodziło mi łatwo i było moim największym przyjacielem. Zawsze miałam czas żeby zastanowić się co i jak chcę ująć, jak ubrać to w słowa żeby zachowało sens, znaczenie i część mnie samej. Wszystko co pisałam zawsze bezwzględnie było osobiste i szczere. Byłam zdecydowanie ekstrawertyczką z sercem na dłoni no właśnie byłam, bo patrząc teraz na siebie już takiej siebie nie dostrzegam i nie postrzegam już ludzi jako tych istot w których dobro jest zawsze tylko poszukać czasem trzeba. No cóż proza życia wiele weryfikuje i uczy innego patrzenia bywa, że lekcje bardzo bolesne, ale ja nie o tym. Na tę chwile mam poczucie zdecydowanego ochłodzenia mojego entuzjazmu do życia, ale dotyczącego wyłącznie mnie, ale nie mnie jako żony i matki. To nie początki schizofrenii ot po prostu jest taka część mnie całkowicie niezależna i oderwana od wszystkiego trochę jak zapomniana kartka na końcu notatnika i ta część właśnie zbiera jakoś w sobie wszystkie strachy, troski, problemy. Stałam sobie dzisiaj w drzwiach od balkonu patrzyłam na ołowiane chmury i pomyślałam, że się ostatnio czuję jakby jakaś wstrętna zła siła kradła mi marzenia i rozdawała innym spełniając je po drodze żeby bardziej zabolało. Może te myśli to jest efekt jakiegoś zmęczenia samotnym rodzicielstwem przejściowo, ale jednak samotnym. Są takie dni, że wydaje mi się nie mam siły już dźwigać całej odpowiedzialności sama  nawet jak idę spać to czuwam śpię z jednym okiem otwartym, bo chcąc nie chcąc jestem jedynym rodzicem, który jest blisko. Teraz upajam się ciszą taką zwyczajną, kiedy nikt nie piszczy, nie krzyczy, nie skarży i niczego nie potrzebuje właśnie teraz w tej chwili nawet radia nie włączyłam choć lubię posłuchać. Ciągle mam z tyłu głowy wielki strach czy jestem dostatecznie dobrą matką i dobrym człowiekiem żeby w tej chwili nie przenosić na dzieci moich frustracji i strachów. Kurcze czemu życie musi być takie skomplikowane i porąbane.